Tak normalnie to ja nie gotuję. Kuchnia to mego męża specjalność. Czasem jednak coś mnie nachodzi i staram się sprostać kulinarnym wyzwaniom. Tak określam gotowanie, choćby było nie wiem jak proste. Bo dla mnie jest to trudne. Dużo łatwiejsze jest odnawianie mebli. Wydumałam sobie zapiekankę, bo uwielbiam stopiony, złocisty ser żółty, szczególnie te chrupiące partie. Ponieważ nie chciało mi się obierać i gotować ziemniaków, pomyślałam, że szybciej będzie z makaronem. Podsmażyłam mielone mięso (jakiekolwiek) z cebulką. Dodałam jakiejś indyjskiej przyprawy zamiast vegety, która zdawała mi się bardziej oczywista. Nie miałam jej jednak. Dorzuciłam spontanicznie kukurydzę z puszki. Potrzymałam brokuły w posolonym wrzątku przez kilka minut, po czym połączyłam je z mięsem na patelni. W międzyczasie gotowałam makaron. Ugotowany makaron i zawartość z patelni zmieszałam w naczyniu żaroodpornym. Zalałam to białym sosem do pieczeni (z proszku, bo nie mam pojęcia jak zrobić sos homemade). W czasie jego gotowania dodałam parę łyżek stołowych śmietany, by zagęścić go i nieco zatłuścić. Na koniec dodałam starty ser i zasuszony koperek. Piekłam to przez 20 minut przy 200 stopniach. Myślę, że jedzonko mi się udało. Ja na swoją porcję polałam ketchup, mąż sosik do potraw taco. Składniki podaję na oko.
Smacznego!